Zacznę nietypowo, bo od źródła: www.wprost.pl/ar/130532/Prezydent-kazalem-wyrzucic-Marcinkiewicza/
Dziś nie ma lepszego źródła niż tygodnik Wprost. No, po prostu, krynica prawd wszelakich. Więc od tej strony jestem nie do ruszenia.
Ad rem. Dużo się w ostatnich godzinach dyskutuje nad konstytucyjnym podziałem ról pomiędzy prezydenta, Sejm i rząd. W tle mamy aferę podsłuchową i spowodowany nią list prezesa Kaczyńskiego do prezydenta RP, w którym domaga się on aby prezydent - wbrew polskiej konstytucji ! - wpłynął na dymisję polskiego rządu.
Bardzo jestem ciekawa, jak - w świetle dzisiejszych rozważań nad tym co prezydent "musi" albo "nie musi" zrobić - można skomentować wywiad sprzed lat, w którym urzędujący wtedy prezydent RP mówi, że "kazał wyrzucić urzędującego premiera polskiego rządu". I komuż to prezydent był władny cokolwiek kazać bądź nie, poza swoim psem, kucharką i szoferem? Bo już co do żony, to nie byłabym taka pewna...
"Ja byłem przeciwnikiem powołania pana Kazimierza Marcinkiewicza na premiera, tak, przyznaję. Mogę powiedzieć: nigdy nie kazałem go podsłuchiwać" - zapewnił prezydent. "Natomiast wyrzucić go kazałem, to jest prawda. I miałem świętą rację, bo premier musi być określonego formatu" - dodał."
Komentarze